Info

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Maj1 - 0
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty3 - 0
- 2013, Styczeń3 - 2
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik7 - 0
- 2012, Wrzesień10 - 0
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec6 - 0
- 2012, Czerwiec2 - 1
- 2012, Maj4 - 2
- 2012, Kwiecień11 - 3
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty5 - 0
- 2012, Styczeń7 - 1
- 2011, Grudzień6 - 0
- 2011, Listopad9 - 0
- 2011, Październik15 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 0
- 2011, Sierpień22 - 1
- 2011, Lipiec17 - 0
- 2011, Czerwiec23 - 1
- 2011, Maj24 - 0
- 2011, Kwiecień22 - 2
- 2011, Marzec8 - 1
- 2011, Luty10 - 3
- 2011, Styczeń6 - 5
- 2010, Grudzień7 - 5
- 2010, Listopad7 - 0
Dane wyjazdu:
33.00 km
0.00 km teren
02:10 h
15.23 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Accent Shannon
11 Eko Rajd Rowerowy - czyli Czechowice tam i z powrotem przez łzy i zaciśnięte zęby ..
Środa, 10 października 2012 · dodano: 10.10.2012 | Komentarze 0
Kilka dni temu syn ogłosił dumnie, że zgłosił sie do ww. rajdu. Przyklasnąłem decyzji a i samemu zachciało mi sie jechac z nimi. Dzień przed wyjazdem sprawdzenie stanu technicznego, regulacja hamulców, przerzutki, przykręcenie błotnika bo mu się odpadło, montaz odblasków i kichnięcie w oponki. Strój na rower przygotowany bo prognoza pogody zapowiadała chłodny dzień. Rano do sakwy spakowałem termos z herbatką, coś do papu buty na zmianę dla mnie troche szmatek i w drogę. Na miejscu zbiórki zobaczyłem coś co mnie zaniepokoiło, dziciaki ubrane jak na wycieczkę w chłodne lipcowe popołudnie, bez czapek, hust pod kaskami, rękawiczek. Rowery, pomimo obowiązkowej dklaracji opiekunów, zdażały się w różnym stanie technicznym. Około 9.30 odprawa w czasie której awansuje na jednego z opiekunów grupy. Dostaje zaszczytne miejsce ostatnie, czyli zabezpieczam tyły. Po przejechaniu około 1 kilometra pierwsza gleba, nie nie moja. Jakies dziewczę przekonało się o istnieniu grawitacji na skutek czego uroniło kilka łez. Pomagam naprawic łańcuch i przy okazji odkrywa, że hamuec tylni nie działa a nawet lekko blokuje koło. Jedziemy dalej i po pierwszej górce na tył spadała słabsza dziatwa. Po około 3 km kolejne dziewcze oznajmia mi, że "NIE DAAAAM JUŻ RADYYYYYY", podganiam do oberopiekuna i raportuje fakty, jednoczesnie deklaruję,że odprowadzę to indywiduum do domu. Jak sie okazuje mój słaby egzemplarz złapał drugi oddech i pojechał, ale ten który wcześniej sprawdzał twardość ściezki kapituluje. Zabieram dziiecko zatem i jedziemy do domu, ale, żeby nie było tak łatwo te teraz 90% trasy jest pod górę. Na jednym z postojów okazuje się, że diewczynak wykazuje typowo kobiecą przypadlość - a mianowicie nie potrafi obsługiwać przerzutek, któe nawiasem mówiąc też ledwo działały. Zatem mkniemy tak sobie 8 do 10 km/h robiąc co 5 minut przystanki ale w końcu dostarczam czerwone na twarzy i to nie ze wstydu, dziecko rodzicom. Teraz kita na spotkanie grupy, no tak ale gdzie ? Ober mówił coś o postoju na Toszeckiej jade jak wariat ale tam nie ma po nich sladu. Pomyslałem, że może na leśnym, wracam zatem z Łabęd pod górę i robię objazd przez Kopernika. Nie ma ich. Nie chciałem wracac to przez Łabędy na Toszecką. Gonie jakąś grupkę dzieci ale jak sie okazuje to nie oni. Znajduje ich dopiero na Chechowicach gdzie właśnie przed chwila dojechali.Na miejscu jakies tam wyscigi, grochówka, byłem nawet zapisany na przeciąganie liny ale konkurencja sie przeciągała w czasie i około 13.30 odgwizdany został powrót i to dopier miało się zacząć najgorsze.
Od samego początku dwójka młodzieńców wyraźnie odstaje z tyłu i tak wleczemy się w ogonie a ja co chila musze ich ustnie motywować. Na ostatnim podjeżdzie na Toszeckiej "girl no. 3" oswiadcza, że nie ma sił. Kontriluje jakie ma przełożenie i jak się okazuje też nie pojęło sztuki władania manetką przerzutki tylnej. Zmieniam jej przełożenie na bardziej miękkie i jakoś docieramy na postój. Po wznowieniu trasy zaraz komus spada łańcuch i znowu trzeba podganiać. jak juz dogoniliśmy grupę to wczesniej wspomniane dziewcze znowu stoi. Tym razem juz trzeba je brać na hol, no właśnie ale skąd ten hol? Powinienem chyba zmieniś ksywe z McArona na macgyver. Z sakwy odpinam pasek, z kluczy smyczkę a gaci wyciągam sznurek. Po połączeniu tego szeregowo wyszedł słusznej długości hol. Jeszcze tylko mój synek prawie przed metą nie dła rady pokonac krawężnika i upadł, skutkiem czego łańcuch spadł skąd tylk mógł i zablokował się gdzie tylko mógł. Po naprawie doganiamy grupę i juz bez przygód pod szkołę.
Ogólnie miło spędzony dzień, przynajmniej poczułem się potrzebny, bo strach było by myslec co było by beze mnie.
Kategoria Rodzinnie, Takie tam, różne
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!